niedziela, 20 stycznia 2013

Słodycze - moja heroina. Jak walczyć ze złem.

Zło jest wszędzie, ale najgorsze zło jest takie którego nie widać, które pod płaszczykiem zaspokojenia naturalnych potrzeb, zmienia nas na gorsze. W moim przypadku mogę powiedzieć że są to słodycze.

Słodycze, a szczególnie czekolada jest moją heroiną, narkotykiem tak bardzo uzależniającym, ale przecież w odbiorze tak niewinnym, lekkim przyjemnym.

Nie chodzi tu tylko o słodycze, ale o całe jedzenie, które spożywam, które wszyscy spożywamy. Wszystko jest tak mocno przetworzone i nafaszerowane cukrem, że niezależnie czy jemy cukierka, czy bułkę faszerujemy się cukrem.

motywacja tego bloga by nie dokowywać zakupu tłustego fast fooda
Fot. Michael Dorausch / www.flickr.com

Paradoksem jest to, ze obecnie więcej osób umiera z powodu otyłości niż z głodu. Śmierć z powodu otyłości jest po prosu mniej spektakularna, no i ludzi umierających z powodu otyłości tak  nie żałujemy.

Żywność jest obecnie produkowana tak żeby uzależniać, staje się narkotykiem, przykładem są fast foody w których nadmiernie soli się frytki by więcej pić, oczywiście napoi słodkich gazowanych, by więcej konsumować jeść, jeść jeszcze więcej jeść, wywoływać w nas przyjemne uczucie słodkiej euforii.


Koncerny w swoich laboratoriach wykorzystują nasze uzależnienie i wielką potrzebę spożywania węglowodanów i tłuszczy, w którą zostaliśmy wyposażeni by przetrwać. Różnica jest taka że wiele tysięcy lat temu żeby zdobyć wystarczającą ilość jedzenia musieliśmy się najpierw solidnie napracować polując. Teraz nasza praca to 8 godzin za biurkiem, a polowanie to przyniesienie siatki ze sklepu z kupionym jedzeniem.

Armia marketingowców, (lepsze określenie - inżynierowie konsumpcji) budują w nas potrzebę konsumowania ponad wszelką miarę, kształtując w nas już nie tylko przekonanie ze konsumowanie jest przyjemne, ale że to obowiązek, patryjotyczny obowiązek tworzenia wyższego PKB.

Moje pytanie dla kogo ?

Ż jednej strony zachęcają mnie, mówią konsumuj do woli to przyjemne, żrąc kolejnego batona z czekolady popijając colą, za chwilę jestem atakowany reklamą wywołującą u mnie potrzebę pójścia do siłowni.

A za wszystkim stoi KASA, a ja wam powiem że mam to w d.... .

Niestety nie zrezygnuje całkiem ze słodyczy, ale ograniczę o połowę, a do pracy pójdę piechotą rezygnując z samochodu. Chyba to będzie moje następne po ćwiczeniu pamięci 30 dniowe wyzwanie.

A teraz pod wpływem tego posta zjem jabłko.

Jeśli chcesz wypromuj notkę, lub zostaw komentarz to mój debiut :) Dzięki wielkie. 

 

3 komentarze:

  1. A może frytki do tego - to jest to co się nam serwuje a my dajemy się złapać, ale głupich nie sieją.

    OdpowiedzUsuń
  2. Slodycze moja milosc i cholerne uzaleznienie,nie potrafie bez czegos slodkiego zyc :( Oddalabym wszystko zeby ten nalog wyeliminowac z mojego zycia!!!!Musze cos z tym zrobic,mam silna zgage,zlapaly mnie sprawy reumatyczne. MUSZE SIE ODZWYCZAIC ZA WSZELKA CENE!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zrezygnować się raczej nie da i nie należy myśleć zero jedynkowo, najlepiej zacząć od małych zmian, nie sa może spektakularne, ale w dłuższej perspektywie mi pomagają:
    przed każdym posiłkiem szklanka wody, przed każdym batonem szklanka wody, (cel zabić łaknienie), unikać trzymania słodkich rzeczy w domu (za to mam owoce), każdego snickersa, marsa lub czekoladę traktuje jako nagroda za wysiłek typu zrezygnowanie z samochodu i pójście do pracy na piechotę, mam przyczepione na lodówce wyniki badań cukru we krwi itp. Małe zmiany które mają zmieniać moje nawyki, małe zmiany w dłuższej perspektywie są skuteczniejsze niż wielka rewolucja która gwałtownie wybucha, ale nie podsycana szybko gaśnie.

    OdpowiedzUsuń